Maszyna do pisania i zamek z papieru.

Wpisz swój adres e-mail poniżej i zapisz się do naszego newslettera

Ból, fizyczny, emocjonalny, jak go nie powiększać

Od momentu urodzenia każda istota ludzka doświadcza różnych form bólu. Począwszy od niemowlęcych kolek, po pierwsze dziecięce urazy, choroby, pierwsze emocjonalne rozczarowania i przykrości, po przewlekłe schorzenia w dorosłości, zawody miłosne, pożegnania – czy tego chcemy czy nie, ból jest nieodłączną częścią człowieczeństwa… I o ile nie cierpimy na analgezję (wrodzoną niezdolność do odczuwania bólu fizycznego) lub nie zamrażamy całkowicie naszych emocji – spotykamy się z nim przez całe nasze życie i najczęściej dobrze zdajemy sobie z niego sprawę. Ból ma dla nas zresztą ogromne znaczenie ewolucyjne. Czy bylibyśmy w stanie nauczyć się tego, co jest dla nas niebezpieczne, gdybyśmy nie odczuwali tego gwałtownego uczucia po włożeniu ręki do wrzątku? Czy bylibyśmy w stanie zauważyć, że w naszym ciele rozwija się stan zapalny, stan chorobowy – gdyby organizm nie informował nas o tym za pomocą bólu? Tak samo jest w przypadku naszych emocji. Ból jest naturalną reakcją po stracie, niezależnie od tego czy tracimy kogoś bliskiego, czy tracimy nasze marzenia, okazje, przyjaciela, zdrowie czy nadzieję… Przeżycie tego trudnego psychicznie stanu pomaga nam w powrocie do równowagi – można więc powiedzieć, że w odpowiednich proporcjach nam służy, tak jak robi to smutek. Co jednak zrobić w momencie, gdy ten ból wymyka się nam spod kontroli? Co zrobić, gdy nie możemy go znieść lub wręcz czujemy, że ma nad nami przewagę? Zarówno w przypadku bólu fizycznego jak i emocjonalnego, możemy przeżyć ten ból takim jakim jest lub pogorszyć swoją sytuację, a nawet sprawić, że będziemy odczuwać go znacznie silniej.

 

DLACZEGO TAK SIĘ DZIEJE?

 

Chociaż jesteśmy przyzwyczajeni do używania obu wyrazów naprzemiennie i traktowania ich nawet jak synonimy, ból niekoniecznie jest tym samym co cierpienie. Ból jest naturalnym zjawiskiem, które „po prostu jest”, pojawia się w odpowiedzi na konkretne wydarzenia lub urazy, natomiast cierpienie jest tym, co powstaje z jego połączenia… z naszym umysłem. Aby wyraźniej zobrazować o co chodzi, zamieszczam szybki schemat, który pozwala na zrozumienie tego mechanizmu od podstaw.

Na początku jest tylko doznanie fizyczne (lub emocjonalne) – dokucza nam poważna choroba, urazy, mamy problemy z daną częścią ciała (w dzisiejszych czasach często jest nią kręgosłup, stawy, układ trawienny) lub odpowiednio – doświadczamy straty, trudnego emocjonalnie przeżycia, rozstania. W tym momencie mamy już wybór, z którego w chwili silnego bólu często nie zdajemy sobie sprawy. Możemy przyjrzeć się zjawisku bliżej, zaakceptować je, świadomie doświadczyć lub sprawić, że rozrośnie się ono do takich rozmiarów, w których rzeczywiście sytuacja będzie już nie do zniesienia…. Weźmy dwa proste przykłady, które w życiu niestety się zdarzają i na pewno wywołują ogromne ilości bólu, nie tylko u osób wrażliwych emocjonalnie. Być może niektórzy z czytelników bloga znaleźli się już w takiej sytuacji (lub znajdują się obecnie) i okaże się to dla nich pomocne.

 

ON ODSZEDŁ… ONA ODESZŁA…

 

Oni odeszli. Związek dobiegł końca, bardzo nam zależało, wiązaliśmy z tym związkiem spore nadzieje, zaangażowaliśmy się, może nawet walczyliśmy o jego przetrwanie – ale niestety. Nic już nie da się zrobić. Dotarliśmy do tego trudnego momentu gdy czujemy, że nadszedł czas pożegnania. Podskórnie czujemy czający się ból lub nawet poczuliśmy już, jak wybucha w naszym wnętrzu. Co teraz? Co się dzieje w naszym umyśle?
ALBO: Przeżywamy ten ból takim jaki jest, pozwalamy by po prostu był, bo tutaj właśnie jest jego miejsce, jego czas, jego moment w naszym życiu… Czasami jest po prostu ciężko. Jest to niemal niemożliwe, by taka strata nie wywołała w nas żadnego bólu. Co więc najlepszego możemy zrobić? Myślimy sobie: „To boli. Jego już nie ma i nie będzie. To naprawdę boli.” – zauważamy ten ból, pozwalamy mu zaistnieć, spełnić swoją rolę w tej historii.
ALBO: Dowalamy sobie do końca. Uruchamiamy cały arsenał naszych myśli, przekonań na temat siebie i świata, ruminujemy, oceniamy siebie i sytuację, obwiniamy siebie lub partnera, tworzymy w swojej głowie prawdziwe „rozstaniowe” piekło. „Nigdy nie uda mi się w żadnym związku, jak to mogło się tak skończyć, jak on mógł to zrobić, jak ja mogłam to zrobić, nigdy nikt mnie nie pokocha, nigdy już się nie zakocham, nigdy nikomu nie zaufam, nie dam sobie sama rady, nie przeżyję tego, umrę z bólu, to niesprawiedliwe”. Lub – angażujemy się (często w konsekwencji) w nieefektywne dla nas zachowania, próbujemy regulować te emocje za pomocą używek, impulsywnych zachowań, samouszkodzeń. Podsumowując: TWORZYMY Z TEGO BÓLU CIERPIENIE.

Jeżeli aktualnie znajdujemy się w takiej sytuacji lub znaleźliśmy się w niej kiedykolwiek w przeszłości, możemy nawet podczas czytania poczuć różnicę między jednym a drugim sposobem przebywania z bólem. Możemy wręcz poczuć jak czytanie samych „dowalaczy” wyzwala pewne reakcje w naszym ciele. W której sytuacji odczujesz większą ulgę? W której z tych sytuacji ból wyda się mniejszy?

 

GDY BOLI CIAŁO…

 

Chociaż zaczęłam od przykładu mocnego bólu emocjonalnego, podobnie wygląda to w przypadku dolegliwości fizycznych. Również i tutaj mamy wybór – przeżyć ból świadomie lub zamienić go w cierpienie.
Niezależnie od tego czy chorujemy przewlekle i ból jest częścią naszego codziennego życia, czy łapie nas migrena, czy właśnie znaleźliśmy się na ostrym dyżurze z powodu niefortunnego upadku…

ALBO: pozwalamy bólowi, aby był – za pomocą uważności (do czego przejdę dalej), przyglądamy mu się bliżej, akceptujemy go, próbujemy nadać mu formę, kolor, kształt.
ALBO: dowalamy sobie bardziej: „Nie wytrzymam tego, zaraz umrę, to jakiś koszmar, co ja teraz zrobię, nie będę mógł wyjść/wstać z łóżka, znowu trzeba się mną zajmować, jestem bezużyteczny, jestem do niczego, chyba oszaleję, te leki nie działają.”

Nawet jeśli samo źródło bólu nie zniknie (nie jesteśmy przecież w stanie magicznie zlikwidować poważnej choroby, cofnąć czasu, by nie złamać ręki, itd.), nasze odczuwanie dolegliwości się zmieni. Możemy spróbować jak to działa w dowolnej sytuacji życiowej, w której pojawi się fizyczny ból – im bardziej próbujemy z nim walczyć za pomocą umysłu, im mniej jest w nas akceptacji, tym nasze odczuwanie będzie silniejsze, a my wpadniemy w wielki kocioł z napisem cierpienie.

 

NA RATUNEK: AKCEPTACJA MEDYTACJA UWAŻNOŚĆ

 

Obecnie już coraz więcej badań potwierdza skuteczność praktykowania uważności nie tylko przy bólu psychicznym, ale i przy fizycznym. Nie tylko nasze emocje zmieniają się dzięki uważności i akceptacji – zmienia się też odczuwanie fizycznej choroby, dzięki czemu uważność szturmem wkroczyła na oddziały szpitalne i zaczyna być wprowadzana jako element szkoleniowy dla lekarzy i pracowników medycznych. Jeżeli pragniemy sobie pomóc w warunkach domowych, czujemy że ból przekracza niebezpieczną granicę (a właściwie my go za tą granicę wypychamy), doświadczyliśmy bolesnej straty i zaczynamy mimowolnie sobie „dowalać”, a złapanie się na tym nie pomaga, są przynajmniej 3 umiejętności, które możemy zastosować. Niektóre mogą wydać nam się skuteczniejsze, niektóre mniej – to normalne. Jeżeli któraś z nich Ci nie odpowiada, zachęcam do spróbowania pozostałych. Przy okazji przypominam o naszym Soundcloudzie emocje.pro!

– akceptacja bólu: tak po prostu teraz jest; zostałam porzucona, zostałem porzucony, jestem chory; tak teraz jest. Aby lepiej poczuć tę technikę, gorąco polecam słuchanie nagrania autorstwa Vivian, dostępnego na Soundcloudzie:

– medytacje pomagające w przeżywaniu bólu:

 


– praca z oddechem:

 



Podstawą działania wszelkich technik związanych z bólem jest przede wszystkim jego akceptacja. Tak długo jak nie będziemy akceptować jego obecności, tak długo nie będziemy w stanie go zmienić ani załagodzić. Pozwólmy mu być i pełnić swoją funkcję – a ze zdziwieniem odkryjemy, jak staje się dla nas łaskawszy…

Martyna Stefańska
Martyna Stefańska
Artykuły: 5